Film możecie obejrzeć również tu:
wtorek, 23 grudnia 2014
niedziela, 21 grudnia 2014
Moscato d'Asti - Piemont nieznany
Zamknij oczy i wyobraź sobie zimne, delikatnie musujące wino w oszronionym
kieliszku. Pachnie intensywnie tym, czym pachnie lato: dojrzałą brzoskwinią,
soczystym melonem, gruszką i morelą. Może wyczujesz w nim też aromaty białych
polnych kwiatów, może nuty włoskiej szynki, delikatną słoność, którą można
przecież też odnaleźć nosem. W ustach jest przyjemne, owocowe, ma zarówno
elegancką kwasowość, jak i przyjemną słodycz. To idealne wino tarasowe,
kominkowe, ale też wino gastronomiczne oraz, o czym przekonałam się podczas
tegorocznej podróży po Piemoncie, wino do starzenia! Moje odkrycie to
traktowane zwykle po macoszemu przez winiarskich świrów moscato d’Asti –
piemoncki musak, niosący turyście zasłużony odpoczynek po wielu degustacjach
ciężkiego Barolo i mocarnej barbery.
Dobre moscato d’Asti to nie cienkie landrynkowe wino z dolnej półki
rozgrzanych supermarketów. Takie moscato, nawet schłodzone, zazwyczaj jest
nieznośnie słodkie, pozbawione tak istotnej dla każdego wina kwasowości i najbliżej
mu do napoju Helena, który pamiętam z urodzin u ciotek z radosnych lat
dziewięćdziesiątych. Dobrze zrobione moscato d’Asti to soczysta, delikatnie
słodka przyjemność. Pasuje do surowej szynki, połączy się z serami pleśniowymi
(starzony kozi, suszone morele i moscato…!), na deser można je podać do tarty z
gruszką czy jabłkiem, do placka drożdżowego albo po prostu popijać je
podjadając suszone owoce i orzechy laskowe – oczywiście piemonckie – najlepsze
na świecie.
Bąbelki w moscato powstają inaczej niż w szampanach, cavach czy franciacortach.
Moscato nie robi się metodą tradycyjną. Winogrona zbiera się, odszypułkowuje i
jak najszybciej wrzuca do delikatnej prasy – moszcz ma być aromatyczny i
pozbawiony goryczy. Następnie przelewa się go do wielkich metalowych tanków,
które gwarantują stałą niską temperaturę i neutralne środowisko. W nich moszcz
można trzymać nawet cały rok, aż do kolejnych zbiorów i fermentować tylko taką
ilość, jakiej winiarz w danym momencie potrzebuje. Mocato d’Asti trafiając na
rynek ma być jak najbardziej świeże. Producent winifikuje więc tylko tyle, ile
sprzeda. Fermentacja odbywa się w specjalnych, zaokrąglonych metalowych tankach
– to jakby odpowiednik szampańskiej butelki, w której odbywa się druga
fermentacja. Drożdże trawią cukier, powstaje alkohol i dwutlenek węgla. Część
tego gazu winiarz zatrzymuje w winie. O ilości cukru również decyduje winiarz –
obniżając temperaturę powoduje, że drożdże przestają przetwarzać cukier –
wyczujemy więc go w winie.
Ca' d'Gal to producent, który pokazał mi, że moscato to wino, które również
świetnie znosi upływ czasu. Winiarze z okolic Asti próbując wyrobów swoich ojców
i dziadków odkryli, że potrafi ono nie tylko zestarzeć się z godnością, ale
wręcz nabrać cech tak ciekawych, że warto dać mu te kilka lat i odkryć zupełnie
inne oblicze piemonckich bąbelków. Próbowane przeze mnie starsze roczniki z parceli,
na której rosną stare krzewy, z winogron zbieranych później niż inne, bardzo
dojrzałych, czasem nawet podsuszonych, spowodowały, że na zawartość kieliszka
zareagowałam jak Marek Bieńczyk na świetnego burgunda. Musiałam, tak jak on,
wstać od stołu i udać się z moim moscato w odległy kąt podwórza, na którym odbywała
się nasza mała prywatna degustacja. Są takie wina, są takie butelki, które
wymagają skupienia, z którymi chcemy spędzić ciche, medytacyjne tête à tête. To
wina wzbudzające emocje, którymi nie chcemy dzielić się w tamtej chwili z
nikim, których może nieco się wręcz wstydzimy – przecież chodzi tylko i
zaledwie o wino…
Z Moscato d’Asti Vigna Vecchia producent Ca' d'Gal się nie spieszy. Wino, częściowo
już sfermentowane (2-3% alkoholu) trzymane jest na autochtonicznych drożdżach
aż do wiosny. Dopiero wtedy winiarz pozwala mu kontynuować fermentację.
Butelkowane jest co najmniej rok po zbiorach. Rocznik 2007, czyli siedmioletnie moscato (sic!), ma nos porównywalny z dobrym rieslingiem: jest woskowe,
miodowe, orzechowe z subtelnym aromatem benzyny. W ustach pełne i tłuste, o
smaku gruszek, orzechów, anyżu i migdałów. Kto nie pił takiego Asti nie wie,
jak wielką energię ma w sobie moscato.
Bardzo znanym w regionie i raczej większym producentem jest Paolo Saracco. Robi
jedną etykietę, nie winifikuje oddzielnie winogron ze starych krzewów, a jednak
i tutaj degustacja rocznika 2001 pokazuje, jak bardzo niedoceniane są moscato d’Asti
od dobrych winiarzy. Za młodu Saracco to wino imprezowo-basenowe, soczyste,
aromatyczne i po prostu przyjemne. Z wiekiem oczywiście traci bąbelki i powoli również
kwasowość. Trzynastoletnie moscato spoważniało, zyskało aromaty białej trufli i
renklody, nafty i miodu – a przy tym ciało miało wciąż prężne i eleganckie. Zaskakujące
to wino. I według mnie nie tylko letnie. Poszukam przepisów na pieczoną dynię –
czuję, że to dobry trop.
Producent Ca d’Gal nie ma importera w Polsce.
Importerem Saracco jest firma Mielżyński Wines Sirits Specialities.
Subskrybuj:
Posty (Atom)